Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/142

Ta strona została przepisana.
142
SZPIEG

— Czyś tylko czasem nie iest cierpiący Lawtonie? zapytał Sytgreaw, sięgaiąc zwolna ręką ku pulsowi, którego bicie żadnéy nie oznaczało zmiany.
— Tak Archibaldzie! odpowiedział Lawton, cierpię tyle iak nigdy w życiu moiém ieszcze. Ubolewam nad uprzedzeniem dowódzców naszych, wystawiaiących sobie, iż można stanąć do boiu i odnieść zwycięztwo z ludźmi, którzy karabinem robią iak cepem; którzy odwracaią się z boiaźni i zamykaią oczy, kiedy im wystrzelić przyidzie, którzy zresztą, gdy im każą uformować linie, oni w tróykąt staią. Zaufanie iakeśmy w nich położyli, niemało nas kosztuie, i możemy powiedziéć że w téy woynie straciliśmy przez nich kwiat naszéy młodzieży.
Sytgreaw nadzwyczaynie się zdziwił, nie tak rzeczą, bo Kapitan z pewną zawsze pogardą mówił o milicyi, iak własném iego powątpiewaniem. W chwili rozpocząć się