Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/145

Ta strona została przepisana.
145
ROZDZIAŁ VI.

i pewne przeznaczenie naznaczył. Nie wiem dla czego, ale mnie smutek przenika, kiedy się wpatruię w tę wspaniałą gwiazdę, któréy plamy, górom i morzom są podobne. Zdaie mi się, iż nayszlachetnieysza część człowieka, dusza iego, w niéy swóy spoczynek znayduie, skoro rzuciwszy z siebie znikome więzy, wyższą bydź zacznie.
— Napiy się Kapitanie! rzekła Betty podnosząc głowę, i podaiąc mu butelkę: zimno dzisicyszéy nocy oziębiło krew w tobie, przez co w dziwne i różne wpadasz marzenia: niegodziwa przytém sprawa, dragonowi Wirgińskiemu obozować z piechotą, podobać ci się nie może. Napiy sie, powtarzam ci Lawtonie, zaśniesz aż do dnia spokoynie, a ia iuż sama napasę Roanoke, który pewna iestem, nie mało się tego poranku utrudzi.
— Jakże wspaniały widok niebo nam przedstawia, dodał Kapitan, tymże samym tonem, nie zważaiąc na naleganie szyn-