Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/148

Ta strona została przepisana.
148
SZPIEG

mogę zabieram, radabym żebyście ią wtenczas widzieli, iak stuliwszy uszy, ucieka i pędzi, słysząc zdaleka wystrzały.
Jutrzenka właśnie tez iuż wschodzić zaczynała, i odgłos bębnów na górach zaymowanych przez Anglików, zapowiadał iż niedługo w obronie, lub w attaku stanąć mieli do boiu. Lawton zerwał się czém prędzéy, i woienną pobudkę zatrąbić rozkazał. Dowódzca zaś piechoty, pułki swoie w szeregi ustawiać zaczął. Amerykanie posiadali wprawdzie większe siły, lecz co do wprawy i broni żołnierza, Anglicy nierównie znacznieyszą mieli przewagę.
Tylko co słonce piérwsze na horyzoncie rzuciło promienie, piechota odebrała rozkaz, udania się naprzód. Położenie mieysca nie pozwalało rozwinąć się kawałeryi, i dragony musieli zostać w tyle, czekaiąc w pogotowiu do attaku, na pierwszy moment przyiazny, iaki im się tylko po-