Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/149

Ta strona została przepisana.
149
ROZDZIAŁ VI.

da. Lawton zostawiwszy przy nich dowództwo Hollisterowi, sam pułki piechoty objeżdżał i nie mógł utaić w sobie pogardy, i trwogi, widząc że większa część żołnierzy nietylko że nie była dobrze umundurowana, ale nawet większa połowa właściwéy broni nie miała. Poiechał iednak za niemi, aby przypatrzyć się pierwszemu ich obrotowi, iako téż dla przywołania dragonów, gdyby Anglicy z gór spędzeni zostali. Amerykanie w dość dobrym ieszcze porządku, postąpili aż pod samą górę i pierwsi dali ognia, lecz gdy nieprzyiaciel ustawiwszy bankierów swych po bokach zeszedł z gór, sformował się liniiami, i wspierany szcześliwém od natury położeniem, bagnetami natarł, piechota z samych nowo-zaciężnych zebrana, od razu tył podała, i wszyscy w zupełną poszli rozsypkę.
Lawton nie mógł znieść dłużéy tak smutnego widoku, bez oburzenia i wstydu,