Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/15

Ta strona została przepisana.
15
ROZDZIAŁ I.

Henryk cierpliwie aż do tego momentu, znosił niezasłużoną zniewagę swéy ciotki; lecz gdy sam tylko został z Kapłanem i Cezarem, obróciwszy się do pierwszego rzekł z gniewem.
— Spodziewałem się znaleść w tobie, człowieka przeiętego pobożnością i pokorą, nie zaś szalonego fanatyka, który w mieyscu wzbudzenia miłości Boga, i zaufania w wyrokach Jego, przeraża duszę przestrachem i rozpaczą. Sposób twóy obeyścia się z ciotką moią, nie iest godny abym cię dłużéy słuchał. Wychódź ztąd zatém, i pozwól mi samemu rozmyślać nad przyszłością moią, gdyż z tobą dzikim nic do czynienia miéć nie chcę.
— Takim mi bydź należało, abym doszedł do celu moiego, odpowiedział mniemany Kapłan, cichszym i zupełnie odmiennym głosem.
— Co słyszę, zawołał Henryk, głos ten tak mi się dobrze znaiomym bydź zdaie.