Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/150

Ta strona została przepisana.
150
SZPIEG

ścisnął mocno ostrogami swego Roanoke, przypuścił galopem ku uciekaiącym, zawołał na nich, wskazał nieprzyiaciela, i zapewnił iż byle chcieli, zwyciężyć ieszcze mogą. Jakkolwiek zachęcenia iego nie były bez gniewu i wzgardy, uciekaiący w większéy iednak części na głos iego, iakby ocuceni z letargu stanęli, inni w około niego się zebrali, i widząc iak nieustraszoną pałał odwagą, iskierkę narodowego męztwa w duszy swéy uczuli, prosząc go, aby ich na nowo do bitwy prowadził.
— Naprzód więc waleczni bracia moi! zawołał Lawton piorunuiącym głosem, naprzód! nie strzelaycie dopóki się o dwa kroki do nich nie zbliżycie!
— W tych słowach kazał im uderzyć na stoiących śmiele Anglików, i właśnie iuż byli na sam strzał przyszli, gdy sierżant nieprzyiacielski, ukryty za skałą, rozgniewany zuchwałością Officera, który śmiał zatrzymać iuż rozpierzchnione swe