Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/155

Ta strona została przepisana.
155
ROZDZIAŁ VI.

w nich znaku życia nie znaydzie, dusza bowiem iego, nie przypuszczała téy smutnéy prawdy, o któréy go rozsądek przekonywał. Oh! móy Boże! rzekł nakoniec, stało się! wszelkie usiłowania moie iuż go uratować nie potrafią: i czemużeś mi o Boże! czuwać wraz z nim nie pozwolił.
— I któż teraz żołnierzy naszych do boiu prowadzić będzie? zapytała szynkarka, któż im męztwa i odwagi doda? kio z resztą podobny przykład zechce dać z siebie, aby głód, trudy i niewygodę cierpliwie znosił, byle oyczyzny swéy bronił.
— John! mówił daléy doktor, godzina twoia wybiła! znamienitszych rozsądkiem, i talentami ludzi więcéy iest zapewne od ciebie, lecz walecznieyszego niema! zginąłeś więc drogi przyiacielu! zginąłeś dla mnie na zawsze. Nie pamiętam, żebym kiedy płakał w mém życiu, i teraz ieżeli boleść łzy z oczu mych wyciska, niech te będą czcią popiołów twoich, i niech do-