Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/156

Ta strona została przepisana.
156
SZPIEG

wodem się staną, żem ciebie iak brata moiego kochał. W tych słowach twarz sobie zasłonił obydwoma rekami, zanosząc się aż z płaczu iak małe dziecko.
— Biedny Kapitanie! rzekła Betty Flanagan, gdybyś przynaymniéy widział iak ten który ręce i nogi z zimną krwią ludziom obcina, teraz płacze po tobie, przekonałbyś się, ile kraiowi naszemu potrzebny byłeś. I takiegoż to męża, takiego rycerza, te psy Angliki zabili! nie dość na tém doktorze! spoyrzyi ieszcze na leżącego przy nim konia, towarzysza wypraw i chwały Pana swoiego.
W tym momencie tentent kilkudziesiąt koni, oznaymjł przybycie Dunwoodiego, ze swym oddziałem. Zdaleka poznał on Sytgreawa i Betty, całą uwagę swoię zwracając na martwe ciało przyiacicla, który z nim trudy woienne podzielał, i do własnych mu laurów, swoich gałązkę przydał. Śmierć nie zmieniła bynaymniéy szlache-