— Jutro, mówił do siebie pół głosem, iutro tryumf niepodległości Amerykańskiéy uwieńczonym nakoniec zostanie! dałyby nieba!....
Przybyły ruszył się w tym momencie, jakby chciał ostrzedz Jenerała, iż nie sam był tylko, gdy go ten równie spostrzegł, kazał mu się zbliżyć, i usiąść przy sobie. Postąpił on kilka kroków, lecz drugiego rozkazu wypełnić nie śmiał. Generał wstał, otworzył biórko, dobył niewielki woreczek, który iednak dość ciężkim się zdawał, i kładąc go na stole:
— Harweyu Birch! rzekł do niego, nadeszła wreszcie chwila, w któréy wszystkie pomiędzy nami stosunki, ustać powinny. Przyszłość dla nas obydwóch obcą bydź musi.
Kramarz spoyrzał przenikliwie na mówiącego wodza, i w tym momencie spuścił oczy w ziemię z wyrazem upokorzenia i szacunku.
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/165
Ta strona została przepisana.
165
ROZDZIAŁ VII.