Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/180

Ta strona została przepisana.
180
SZPIEG

Żaden iednak z woyskowych nie czuł tak żywo tych pobudek, przez czystą cnotę natchnionych, ile młody Officer który przypatrywał się ogromnemu wodospadowi wieczorem 25 Lipca lego samego właśnie roku, kiedy z wysileniem ofiar kraiu ukończyła się nareszcie krwawa woyna, która losy Ameryki, na stronę iéy niepodległości rozstrzygnęła. Officer ten dość słusznego wzrostu, dobrze zbudowany, we wszystkich swych poruszeniach okazywał zręczność i siłę. W czarnych iego oczach malowała się cała żywość duszy, pokryta łagodnym i razem złośliwym uśmiechem, iaki wyłącznie płci tylko pięknéy, zdaie się bydź własnością. Piękne iak heban włosy kręcąc mu się z natury w pierścieniach na czoło spadały, a szron który ie z przyczyny obozowych trudów nieco ubielił, i twarz opalona od słońca, kazały przebaczyć zbyt delikatnéy i regularnéy na mężczyznę postawie.