scy w nim teraz szczęśliwi bydź zaczniemy.
Pułkownik Syngleton z pewném uszanowaniem spoyrzał na nieznaioinego.
— Cóż kuzynie, rzekł do niego Dunwoodi, cóż masz, iż wpatruiesz się w tego staruszka, z takiém samem zadziwieniem, iakie cię przed chwilą przy wodospadzie zaymowało.
— Oh! przy wodospadzie! Pamiętam, że zawsze nasza ciotka Miss Peyton, i móy dziad, stary Pułkownik Syngleton unosili się zawsze nad tym dziwem natury. Dlaczegóżby młodego podobny widok zastanawiać nie miał? lecz czegóż na nas ten nieznaiomy spogląda...... Wierzay mi Dunwoodi gdybyś był dziewczyną, sądziłbym żeś go oczarował swoiemi wdziękami. Pułkownik Syngleton nigdy czuléy nie spozierał na naszą ciotkę Miss Peyton.
— Żadnych żarcików o naszéy dobréy ciotce Joannie Peyton. Nie zapomińay żeś
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/185
Ta strona została przepisana.
185
ROZDZIAŁ VIII.