Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/24

Ta strona została przepisana.
24
SZPIEG

niebezpieczeństwa, na iakie się narażał, połączonego z przyzwyczaieniem do podobnych wypadków, tudzież z nadzieią, uiszczenia szczęśliwie swoiego podstępu.
— Teraz Cezarze, rzekł Harwey, wyciągaiąc z małego skórzanego woreczka dobrze wypudrowaną perukę, któréy włosy całkiem były ułożone na sposób Henryka, potrzeba zasłonić twoią siwiznę. Tak dobrze! uklękniy przed tém krzesłem, obróć się tyłem ku drzwiom, módl się, albo udaway modlącego: zawsze masz powód proszenia Boga za panem swoim, niezmieniay ani na moment swoiéy postawy, nie odzyway się do nikogo, i rób co tylko możesz, abyś ile możności przedłużył odkrycie naszéy ucieczki.
— Będę iuź wiedział co mam robić: odpowiedział stary Negr, nauczyłeś mnie zrana méy sztuki.
— Co do ciebie, kapitanie Warthon, dodał Birch, staray się nie trzymać głowy tak