Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/34

Ta strona została przepisana.
34
SZPIEG

— Daleki iestem od społeczeństwa bezbożnych i bluźnierców, rzekł Birch, oddalaiąc się z duchowną powagą, wspierany przez mniemanego Cezara: odjeżdżam, lecz pamiętay, iż przyidzie czas na ciebie w którym się sam z twego zaślepienia upamiętasz, i długo żałować błędów swoich będziesz.
— Jedź na złamanie karku! zawołał gniewem uniesiony Masson. Powinniby wygnać z kraiu klassę tych próżniaków, iak wytępili wilków z Anglii. Ci to szaleńcy, fanatyczną swoią wymową psuią naylepsze religii zasady. Patrzcież, z iaką miną świętoszka siedzi na koniu! a iak nogi trzyma, iakby siano chciał grabić niemi. Na moią duszę, stary Negr daleko żwawszy od niego.
— Kapralu! zawołał szyldwach stoiący na służbie w przedpokoiu więźnia, kapralu przychodź prędzéy.