Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/46

Ta strona została przepisana.
46
SZPIEG

ostatnie promienie nad głową twoią; oddychasz wolno świeżém tych gór powietrzem, każdy krok co postąpisz, oddala cię od zguby; każde urwisko skały, każda krzewina za kilka chwil, spokoyne zabezpiecza ci schronienie: lecz ia, Kapitanie Warthon, widziałem śmierć przed oczyma, nie upatruiąc żadnego środka iéy uniknienia. Dwa razy wtrącony byłem do wiezienia, okuty w kaydany promienia słońca nie widziałem: nocy w okropnéy przepędziłem rozpaczy, a każda poranku zorza, co przyszła oświecić więzienie moie, zdawała mi się sprowadzać dla mnie dzień sroinotnéy śmierci. Jeżelim chciał przez kratę wolnieyszém odetchnąć powietrzem, sądziłem że mnie sama natura odpycha od siebie, i że po raz ostatni uyrzeć mi ią będzie wolno, wtenczas gdy mnie na szubienicę prowadzić będą. Cztery razy byłem w ich mocy, nierachuiąc teraźnieyszcgo wypadku; lecz po dwakroć