Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/51

Ta strona została przepisana.
51
ROZDZIAŁ II.

w kilka minut spostrzegłszy, iż towarzysz iego często z niespokoynością na folwark się oglądał. I cóż, rzekł do niego, czegóż tam patrzysz? co widzisz?
— Nic dla nas pomyślnego. Dragony stoią przy koniach i widać, że tylko czekaią rozkazu. Otóż wsiedli na konie! wyieżdzaią! teraz Kapitanie Warthon idzie o życie: w galop pędź co masz siły! iedź za mną, gdyż inaczéy zginiesz!
Henryk nie dał sobie powtórzyć tak zgodnego ze swém życzeniem wezwania, i skoro tylko uyrzał, iż Harwey cwałem iedzie, ścisnął mocno swego konia, i prętem podanym sobie przez chłopca przy odjeździe, popędzać go zaczął, lecz mimo wszelkich usiłowań, nie mógł wymęczyć na swym włogawym pegazie, iak tylko rodzay prędkiego kłusa. Harwéy to spostrzegł, i wstrzymał się w swym biegu.
— Zrzuć z siebie swoią maskę, i perukę rzekł do niego, rzucaiąc sam na ziemię