sobą. Na stole leżała para pistoletów bogato wysadzanych, a prosta rękoieść pałasza, którą trzymał przy sobie, świadczyła iż broni swéy nie nosił daremnie. Siedząc odwrócony do komina, twarz miał całkiem zakrytą, lecz wszystko co w nim dostrzedz mogła Franciszka, przekonywało ią, iż to nie był ani iéy brat, ani Harwey. Surdut miał na sobie zapinany, aż pod brodę, i któren roztwieraiąc sie do kolan, widziéć pozwalał, iż nosił spodnie skórą podszyte, długie szerokie bóty, i ostrogi. Włosy stosownie do ówczesnego zwyczaiu miał upudrowane, okrągły zaś kapelusz leżał przy nim na ziemi.
Franciszka pewna, iż ten, którego dwukrotnie na skale widziała, nie był kto inny, tylko Harwey Birch sądziła za niepodobne, aby kogo innego w dzikiém tém mieszkaniu znaleść miała. Równie zdziwiona, iak zmieszana z początku cofnąć się myślała, lecz gdy nieznaiomy obrócił gło-
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/75
Ta strona została przepisana.
75
ROZDZIAŁ III.