pierów leżących obok siebie, i wszystkie schował do kieszeni surduta. Dwóch minut nie wyszło, gdy Franciszka usłyszała nad głową swoią Kramarza, głośniéy mówiącego iak zwyczaynie.
— Tędy! Kapitanie Warthon, tędy! widzisz na dole Amerykańskie namioty? niech nas sobie teraz ścigaią, mam tu gniazdo, dość dla nas obydwóch obszerne, gdzie spoczynek i wygodę znaydziemy.
— I gdzież to gniazdo? rzekł Henryk? powiedziałeś mi iż niedługo znaydziemy się czém posilić: głód coraz bardziéy czuć się daie, zwłaszcza téż mnie, co od czasu mey niewoli, kawałka chléba zieść spokoynie nie mogłem.
— Hem! dał się słyszeć Kramarz, kaszląc z całéy siły, hem! wilgoć dzisieyszéy nocy nabawiła mnie kataru. Idź wolniéy! uważay żebyś się nie pośliznął, i nie wpadł na bagnet szyldwacha, stoiącego na ró-
Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/82
Ta strona została przepisana.
82
SZPIEG