Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/88

Ta strona została przepisana.
88
SZPIEG

— Tak łatwo zeydę, iakem ta przyszła; nie zbywa mi na siłach, ani na odwadze.
— Dowiodłaś tego droga siostro; ofiary twe dla mnie przechodzą wszelką możność okazania ci wdzięczności moiéy; niepodobna, żebym ci przynaymniéy nie miał towarzyszyć, i nie sprowadzić cię z góry.
— Kapitanie Warthon! rzekł Birch, drzwi otwieraiąc, ieżeli nie iedne masz tylko życie na ziemi, możesz niém rządzić iak ci się podoba; co do mnie szanuię dni moie; i ieszcze ludziom użytecznym bydź pragnę. Decyduy się: idź ze mną, albo daruy, iż cię opuścić muszę.
— Idź! idź! kochany móy Henryku, zawołała Franciszka. Pamiętay na oyca naszego! wspomniy na nieszczęśliwą Sarę! i to mówiąc nieznacznie przyprowadziła go ku drzwiom, któremi Kramarz iuż był wyszedł, a gdy oboie ku nim się zbliżyli, pchnęła go mocno, i zamknęła ie za sobą.