Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/90

Ta strona została przepisana.
90
SZPIEG

tu twemu nie mogę; lecz ieżeli możesz wstrzymać na dwie godziny, maiącą się za nim udać w pogoń kawaleryą, za pewność osoby iego zaręczam. Po tém, coś uczyniła, przekonany iestem, iż nic dla ciebie niepodobnego nie ma. Bóg nie obdarzył mnie dziećmi, Miss Warthon, ale gdyby mi ie kiedy miéć pozwolił, chciałbym żeby z ciebie biorąc przykład, tobie były podobne. Lecz tyś dzieckiem moiém. Mieszkańcy téy krainy, wszyscy, którzy zrodzili się w drogiéy oyczyznie moiéy, są mi dziećmi, braćmi moiemi. Żegnam cię! przyimiy błogosławieństwo starego żołnierza który ma nadzieię w szczęśliwszych uyrzeć cię czasach.
W tych słowach wzniósł ręce ku niebu, przeżegnał ią po oycowsku, z pewném duszy wzruszeniem, i dodał:
— Trzymay się téy ścieszki, która cię na równinę wyprowadzi. Musze rozstać się z tobą, mam wiele do czynienia, i