Strona:Szpieg - romans amerykański Koopera t. 4.djvu/97

Ta strona została przepisana.
97
ROZDZIAŁ IV.

niedorzeczność, naywiększa niedorzeczność, iaka tylko bydź może.
Franciszka ścisnęła go za rękę, poprawiając sobie drugą swe piękne włosy, zasłaniaiące iéy czoło.
— I czegóż pragniesz schwytać brata moiego kochany Dunwoodi, rzekła do niego; dość zrobiłeś dla kraiu, który po tobie podobnéy nie wymaga ofiary.
— Franciszko Warthon, zawołał Major z uniesieniem, prędkim krokiem przechodząc się po pokoiu, nie tylko kray móy żąda po mnie téy ofiary, sam mi ią honor nakazuie. Czyize, ieżeli nie móy oddział, miał sobie dozór Henryka powierzony? czyż nie wiedzą że iest moim przyiacielem? nie znaiąże uczuć mych dla ciebie? nie maiąż prawa myśléć, iż wdzięki siostry, kazały mi patrzeć przez szpary, na ucieczkę brata, że zresztą sam dopomogłem mu do wyłamania się z pod władzy prawa, i ustaw naszych? O nieba! chciał-