Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/107

Ta strona została przepisana.
103

dzia dziwacznego kształtu, a w lewej ogryzek jabłka, które raz po raz luzowało w jego ustach wyżej wspomniane cygaro. Teraz stał, przypatrując się jegrowi, który leżał przed nim bez ducha. W pewnej odległości kilku przewodników wspartych o muszkiety wytężało wzrok w stronę walczących, a tuż przy nim stał człowiek również obryzgany krwią i wyglądający na jego pomocnika.
— To jest doktor — rzekł spokojnie sierżant do Henryka — opatrzy panu rękę w mgnieniu oka.
Poczem dawszy znak przewodnikom, by się zbliżyli, szepnął im kilka słów, wskazując na jeńca, i popędził galopem w stronę towarzyszy, Wharton przystąpił do dziwacznego jegomościa i widząc, że ten nie zwraca na niego uwagi, chciał już zażądać jego pomocy, gdy tamten przerwał milczenie, mówiąc sam do siebie:
— Poznaję teraz, że to kapitan Lawton zabił tego człowieka, jak gdybym to widział na własne oczy. A tak często pouczałem go, jak ma ubezwładnić przeciwnika, nie odbierając mu życia. To okrucieństwo, tak niepotrzebnie trzebić ludzki rodzaj, a przytem podobne cięcia czynią pomoc lekarską zbyteczną; jest to do pewnego stopnia brak poszanowania dla nauki.
— Jeżeli mogę zabrać panu chwilę czasu — rzekł Henryk Wharton — prosiłbym o opatrzenie lekkiej rany, jaką odniosłem.
— A! — zawołał tamten drgnąwszy, i oglądając młodzieńca od stóp do głowy — pan przybywasz z pola walki? Jakże tam idzie robota?
— W istocie — odrzekł Henryk, któremu chirurg pomagał zdejmować surdut — ruszają się niezgorzej, mogę pana zapewnić.
— Ruszają się! — powtórzył chirurg, krzątając się koło opatrunku. — Słyszę to z przyjemnością, bo póki ruchu, poty życia, a póki życia, poty nadziei; tu oto moja wiedza jest bezsilna; wpakowałem zpowrotem mózg do czaszki jednego z moich pacjentów, ale po-