Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/113

Ta strona została przepisana.
107

— Szczęście posłużyło buntownikom — rzekł młodzieniec z przymuszonym uśmiechem, biorąc każdą z sióstr za rękę. — Walczyłem mężnie za moją wolność, ale przewrotny duch buntu udzielił się nawet ich koniom. Ten, na którym siedziałem, poniósł mnie, zgoła wbrew mojej woli, wyznaję, w sam środek ludzi Dunwoodie’go.
— I schwytano cię znowu! — jęknął ojciec, rzucając trwożne spojrzenie na uzbrojonych ludzi, którzy wraz z jego synem weszli do pokoju.
— Nieinaczej, ojcze, ten pan Lawton, który widzi tak daleko, zagarnął mnie natychmiast.
— Było się nie dać, massa Harry! — zawołał Cezar gniewnie.
— Łatwiej to powiedzieć niż zrobić, mój Cezarze — rzekł Wharton z uśmiechem — zwłaszcza że ci panowie (tu rzucił okiem na przewodników) uznali za stosowne pozbawić mnie władzy w prawej ręce.
— Tyś ranny! — wykrzyknęły obie siostry z przestrachem.
— O! lekkie zadraśnięcie, ale obezwładniło mnie w najkrytyczniejszej chwili — odpowiedział brat, pokazując obandażowaną rękę na potwierdzenie prawdy tych słów. Cezar rzucił nienawistne spojrzenie na domniemanych sprawców i wyszedł z pokoju. Tymczasem kapitan Wharton opowiedział w kilku słowach to co mu było wiadomem o przebiegu bitwy, wynik wydawał mu się jeszcze wątpliwym, gdyż w chwili gdy opuszczał równinę, Wirgińczycy cofali się z pola walki.
— Wytropili wiewiórkę i poszli za nią — ozwał się nagle jeden z przewodników — ale zostawili dobrego wyżła na czatach, nie bój się!
— Oho! — dodał jego towarzysz — kapitan Lawton policzy nosy tych co zostali, nim zobaczą swe wielorybie statki.
Podczas tej rozmowy Fanny stała oparta o krzesło, chłonąc w siebie każdy wyraz, a nogi drżały pod