Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/114

Ta strona została przepisana.
108

nią; bladła i rumieniła się naprzemiany, wreszcie z rozpaczliwem postanowieniem zapytała:
— A czy jest jaki oficer ranny po... po... obu stronach?
— Tak — odpowiedział tamten niedbale — ci młodzi z południa są tacy zadzierżyści, że prawie w każdej bitwie oberwać muszą. Jeden z rannych, którego opatrywał doktor, powiedział, że kapitan Singleton zabity, a major Dunwoodie...
Fanny nie słyszała nic więcej, padła bez zmysłów na krzesło. Starania ciotki i siostry wprędce przywróciły jej przytomność, a kapitan, zwracając się do przewodnika, zapytał trwożnie:
— Czyby major Dunwoodie był ranny?
— Niech pana o niego głowa nie boli — odparł przewodnik. — Powiadają, że co ma wisieć, nie utonie. Gdyby kula mogła zabić majora, dawnoby już było po nim. Chciałem powiedzieć, że major okrutnie się zmartwił śmiercią kapitana, ale gdybym był wiedział, że ta panienka sobie to tak weźmie do serca, nie byłbym mówił tak otwarcie.
Fanny powstała szybko z krzesła z rumieńcem zawstydzenia na licach i z pomocą ciotki miała opuścić pokój, gdy Dunwoodie we własnej osobie stanął we drzwiach. Pierwszem wrażeniem wstrząśniętej do głębi duszy dzieweczki było bezgraniczne szczęście; wnet jednak cofnęła się zmrożona niezwykłym wyrazem twarzy ukochanego. Srogość bitwy mroczyła mu jeszcze czoło; wzrok miał skupiony i surowy. Tkliwy uśmiech, który tak zawsze rozpromieniał jego rysy na widok Fanny, ustąpił miejsca posępnemu zatroskaniu; jedna jakaś myśl zdawała się go pochłaniać wyłącznie, i odrazu też przystąpił do rzeczy.
— Panie Wharton — zaczął z powagą — w takich czasach jak obecne, nie należy się bawić w czcze ceremonje; jeden z moich oficerów jest śmiertelnie ranny, wiec licząc na pańską gościnność, kazałem go tu przynieść.