Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/116

Ta strona została przepisana.
110

który tak zręcznie opatrzył mu rękę, idącego do pokoju, gdzie leżał ranny oficer.
— A! — zawołał ten uczeń Eskulapa — jak widzę, dobrze się pan miewasz; ale poczekaj, masz pan szpilkę? Nie! no, ale ja mam. Tylko unikaj pan zaziębienia rany, bo możesz pan jeszcze dostać się pod nóż jakiego młokosa.
— Boże uchowaj! — szepnął kapitan, poprawiając bandaże, a wtem Dunwoodie ukazał się we drzwiach, wołając niecierpliwie:
— Śpiesz się, Sitgreaves, śpiesz, bo Jerzy Singleton umrze z upływu krwi.
— Co! Singleton. Wielki Boże! Więc to Jerzy? Biedny Jerzyk — wykrzyknął chirurg i z widocznem przejęciem pośpieszył do łóżka. — No, chwała Bogu, żyje jeszcze, a póki życia, póty nadziei. To pierwsza poważniejsza rana, z jaką mam dziś do czynienia, od której pacjent jeszcze nie umarł. Kapitan Lawton uczy swoich ludzi rąbać tak nieostrożnie; ale to widzę kula.
Młody oficer spojrzał na chirurga i z nikłym uśmiechem usiłował podać mu rękę. W tym ruchu i towarzyszącem mu spojrzeniu było błaganie o pomoc, które wzruszyło serce operatora. Zdjął okulary, by otrzeć oczy, które mu nagle zwilgotniały, i ostrożnie przystąpił do zbadania rany. Nie przeszkodziło mu to jednak mruczeć do siebie:
— Już jak tylko kula, to dobrze, można mieć nadzieję, że nie uszkodziła żadnego żywotnego organu; ale, Boże zmiłuj się, ci ludzie kapitana Lawtona rąbią tak nierozważnie i zawsze przetną jakąś arterję, albo dźgną w krtań, albo rozłupią czaszkę, i ranny najczęściej skona, nim mu się przyjdzie z pomocą. Raz tylko udało mi się włożyć zpowrotem mózg do głowy, a dziś trzy razy próbowałem, nie mówiąc o innych wypadkach. Łatwo powiedzieć, gdzie Lawton w bitwie szarżował, jego ludzie są tak nieoględni.
Skupieni dokoła łóżka towarzysze kapitana Singletona zbyt byli oswojeni z dziwactwami swego chi-