Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/118

Ta strona została przepisana.
112

tylko, aby obezwładnić wroga. Przesiedziałem ja bezczynnie parę godzin, majorze Dunwoodie, podczas gdy kapitan Lawton był przy robocie, i wszystkie moje oczekiwania spełzły na niczem: bo albo lekkie zadraśnięcia, albo śmiertelne rany. Ach! szabla straszną jest bronią w nieumiejętnych rękach! Tak, majorze Dunwoodie! Dużo ja czasu straciłem napróżno, by wpoić tę prawdę w kapitana Johna Lawtona.
Major wskazał milcząco na przyjaciela i chirurg zabrał się gorliwiej do roboty.
— A! biedny Jerzy, nie wyliże się tak łatwo, ale...
Tu wszedł wysłaniec z wezwaniem dowódcy na pole. Dunwoodie uścisnął ostrożnie dłoń przyjaciela i pośpieszył ku drzwiom, dając znak doktorowi, by szedł za nim.
— Jak pan myślisz? — szepnął, gdy znaleźli się w korytarzu. — Będzie żył?
— Będzie!
— Chwała Bogu! — wykrzyknął młodzieniec, i zbiegł ze schodów na chwilę, do saloniku, gdzie była zgromadzona rodzina Whartonów, Pięknemu jego obliczu nie zbywało teraz na uśmiechach, gdy pośpiesznie, lecz serdecznie witał się z wszystkimi. O ucieczce i o ponownem wzięciu do niewoli Henryka Whartona nie wspomniał ani słowem, jak gdyby to wcale nie zaszło. W polu się nie spotkali. Angielski oficer w wyniosłem milczeniu cofnął się do okna, pozostawiając majorowi swobodę opowiadania zaszłych wypadków.
Obie siostry, wyczerpane doznanemi wrażeniami, milczały również, i Dunwoodie rozmawiał przeważnie z panną Peyton.
— Czy jest nadzieja, kuzynie, że twój przyjaciel wyleczy się z rany? — zapytała ta ostatnia, zwracając się do młodego krewniaka z życzliwym uśmiechem.
— Zupełnie, droga pani, zupełnie — odpowiedział oficer wesoło. — Sitgreaves powiada, że będzie żył, a jeszcze dotąd nie zawiodłem się nigdy na jego zaręczeniach.