Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/119

Ta strona została przepisana.
113

— Słyszę to z prawdziwą przyjemnością. Ktoś tak drogi majorowi Dunwoodie nie może być obojętny jego krewnym.
— Powiedz pani, ktoś tak zasłużenie drogi — odpowiedział major z zapałem. — To ulubieniec całego wojska, wszyscy go kochamy; taki szlachetny, dobry, sprawiedliwy, łagodny jak baranek i tkliwy jak gołąbka — a na polu walki istny lew!
— Mówisz o nim, majorze, z takim zachwytem, jak gdyby był panią twego serca — zauważyła z uśmiechem stara panna, spoglądając na siostrzenicę, która blada i milcząca siedziała w kąciku.
— Bo kocham go nie mniej — zawołał młodzieniec z uniesieniem — ale teraz potrzeba mu będzie wielkich starań i troskliwej opieki; wszystko od tego zależy.
— Wierzaj mi, kuzynie, że nie będzie mu zbywać na niczem pod tym dachem.
— Wierzę, droga pani, jesteście wszyscy uosobieniem dobroci; lecz Singleton potrzebuje starań, które wielu mężczyznom wydałyby się może nużącemi nawet. W takich to chwilach i w takich cierpieniach żołnierz przeważnie odczuwa brak kobiecej tkliwości.
Powiedziawszy to, spojrzał na Fanny z wyrazem, pod którym zabiło znów silniej serce jego narzeczonej; powstała z miejsca z płonącemi policzkami i rzekła:
— Przyjaciel pański może być pewnym wszelkich starań, jakich tylko obcy człowiek doznać może.
— Ach! — zawołał major wstrząsając głową — ten wyraz obcy zabije go; jemu potrzeba tkliwości, pociechy, ukojenia.
— To dać może tylko siostra lub żona.
— Siostra — powtórzył młody oficer i krew buchnęła mu do twarzy — ależ on ma siostrę; i ta może tu być jutro o świcie.
Umilkł, pomyślał chwilę, spojrzał z pewnem pomieszaniem na Fanny i szepnął:
— Singleton potrzebuje tego i mieć to musi.