Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/134

Ta strona została przepisana.
128

— Coś w tym rodzaju — odparł kapitan z trudem chwytając oddech. — Szkoda, że niema tu gdzie pod ręką naszego zestawiacza kości; rozejrzałby się w stanie moich żeber.
— Sitgreaves został przy kapitanie Singletonie w domu pana Whartona. — W takim razie jadę tam na nocleg, Tomie. W dzisiejszych twardych czasach nie można się bawić w ceremonje; zresztą może pamiętasz, że stary Wharton oświadczał się z wielką czułością dla wojska. Nie mogę pominąć tak dobrego przyjaciela, nie zatrzymawszy się u niego.
— A ja poprowadzę oddział na Cztery Kąty. Jeżeli pozostaniemy tam dłużej, ogłodzimy całą okolicę.
— Nie chciałbym się znaleźć w położeniu okolicy. Myśl o doskonałych ciasteczkach tej zacnej, starej panny osłodzi mi szpitalne godziny pod ich dachem.
— O! nie umrzesz, skoro możesz myśleć o jedzeniu — zawołał śmiejąc się Mason.
— Umarłbym z pewnością, gdybym o tem nie mógł myśleć — odpowiedział kapitan z powagą.
— Kapitanie Lawton — rzekł jego ordynans podjeżdżając — mijamy teraz dom tego szpiega kramarza; czy pan rozkaże go spalić?
— Nie! — wrzasnął kapitan takim głosem, że wystraszony sierżant aż się zatrząsł na siodle. — Czyś ty podpalacz, żeby tak puszczać domy z dymem? Niech tu jedna iskra padnie, a ręka, która ją rzuci, z pewnością żadnej już więcej nie zapali.
— No, no, — mruknął zaspany kornet, kiwając się na koniu — w kapitanie dosyć jeszcze życia pozostało, pomimo że, gdyby się inny tak grzmotnął, toby już nie było co zbierać.
Lawton i Mason jechali dalej w milczeniu, a ten ostatni dumał nad dziwną zmianą, jaka nastąpiła w kapitanie po jego upadku. Przybyli w ten sposób przed bramę wiodącą do rezydencji pana Whartona.