Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/135

Ta strona została przepisana.
129

Dragoni pojechali dalej, a kapitan i porucznik zsiedli z koni i zwolna poszli ku domowi, a za nimi ordynans kapitana.
Pułkownik Wellmere znajdował się już w przeznaczonym dla niego pokoju; pan Wharton i jego syn zamknęli się u siebie, a panie częstowały herbatą chirurga, który, ułożywszy do snu obu swoich pacjentów, zażywał słusznie mu się należącego wytchnienia i posiłku.
Parę zapytań panny Peyton otworzyło duszę doktora; pokazało się, że znał całą jej liczną rodzinę w Wirginji, a nawet wyobrażał sobie, że ją samą kiedyś musiał spotkać, na co zacna stara panna uśmiechnęła się tylko, czując, że gdyby choć raz przedtem zobaczyła doktora, nie byłaby już nigdy mogła zapomnieć jego dziwacznej powierzchowności i niemniej dziwacznego obejścia. Jednakże zawiązana na ten temat rozmowa potoczyła się łatwiej, a raczej toczył ją prawie sam doktor, panienki bowiem milczały, a i ciotka niewiele miała do powiedzenia.
— Otóż, jak mówiłem, szkodliwe wyziewy niskich gruntów czyniły plantację brata pani niezamieszkalną, ale co się tyczy czworonogów...
— Na Boga! co to? — zawołała panna Peyton bledniejąc, gdy odgłosy strzelaniny do Bircha obiły jej się o uszy.
— Brzmi to jak wstrząśnienie atmosfery, spowodowane eksplozją broni palnej — rzekł chirurg obojętnie, popijając herbatę. — Sądziłbym, że to oddział kapitana Lawtona powraca, gdybym nie wiedział, że kapitan nigdy nie używa broni palnej, a zato straszliwie nadużywa białej.
— Miłosierne nieba! — wykrzyknęła przestraszona stara panna — przecież nikomu teraz krzywdy nie wyrządzi.
— Krzywdy! — powtórzył doktor. — Gdzie się tylko kapitan Lawton wmiesza, tam nie może być mo-