Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/138

Ta strona została przepisana.
132

— Kapitanie Lawton, jak na człowieka, który tak często narażał na szwank swoje członki i życie, strach pański przed tem tak bardzo użytecznem narzędziem jest wprost niepojęty.
— Niech mnie Bóg od jego użyteczności zachowa! — rzekł wzdrygnąwszy się kawalerzysta.
— Nie odrzuciłbyś pan jednak lekarskiej pomocy i nie wzgardził dobrodziejstwami nauki, dlatego że ta piłka mogłaby się okazać potrzebną.
— Owszem, odrzuciłbym i wzgardził.
— Doprawdy?
— Nieinaczej, nie dopuszczę nigdy, by mnie ćwiartowano jak wołu, dopóki tylko potrafię się bronić — zawołał kapitan. — Ale już jestem śpiący; czy mam jakie żebro złamane?
— Nie.
— A kości?
— Także nie.
— Tomie, podaj mi proszę ten dzbanek.
Wychylił duszkiem napój i odwróciwszy się plecami do towarzyszy, rzekł dobrodusznie:
— Dobranoc Mason, dobranoc, doktorze!
Kapitan Lawton żywił głęboki szacunek dla chirurgicznej umiejętności doktora Sitgreaves’a, lecz odnosił się bardzo niedowierzająco do wszelkich wewnętrznych leków. Według niego człowiek z pełnym żołądkiem, zdrowem sercem i czystem sumieniem śmiało może stawić czoło światu i jego przeciwnościom, Natura obdarzyła go drugą z tychże zalet, i trzeba mu oddać sprawiedliwość, że gorliwie starał się o podtrzymanie pozostałych dwóch warunków. Lubił też powtarzać, że ostatnią rzeczą, jakiej się ima śmierć, są oczy, a przedostatnią szczęki, i tłumaczył to w ten sposób, iż natura wyraźnie sobie życzy, aby człowiek mógł sprawdzać wzrokiem wszystko co bierze do ust; jeżeli więc weźmie coś nieapetycznego, to już jest jego własna wina. Chirurg, dobrze świadomy tych poglądów swego pacjenta, spokojnie patrzył, jak ten od-