Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/151

Ta strona została przepisana.
145

— Ojcze, cicho, ojcze! idę — idę! — poskoczył z kąta, lecz bagnet pilnującego go opryszka, przyszpilił go do ściany. Na szczęście szybkim ruchem uchylił się od godzącego w jego życie pchnięcia, i ostrze przebiło tylko odzież.
— Nie, panie Birch — rzekł bandyta — wiemy aż nadto dobrze, jaki z ciebie szczwany lis, by cię stracić z oczu. Złoto, mówię, dawaj złoto.
— Masz je już — rzekł kramarz, łamiąc rozpaczliwie ręce.
— E! mamy sakiewkę, ale ty masz więcej sakiewek. Król Jerzy jest dobrym płatnikiem, a tyś mu niejedną oddał usługę. Gdzie są twoje ukryte skarby? Jeżeli nie powiesz, nie zobaczysz już ojca.
— Podnieście kamień, z pod tej kobiety — zawołał kramarz bez wahania — podnieście kamień!
— On bredzi — zawołała Kąty, instynktownie zmieniwszy miejsce.
Błyskawicznie wyrwano kamień i znaleziono pod nim tylko ziemię.
— On bredzi! strach pomieszał mu rozum — krzyczała gospodyni, drżąc na całem ciele. — Słyszał kto, żeby człowiek przy zdrowych zmysłach chował złoto pod kamień?
— Milcz, głupia paplo! — zawołał Harvey. — Podnieście kamień w rogu, a co znajdziecie, wystarczy, żeby zrobić z was bogaczy, a ze mnie nędzarza.
— A wtedy co ty będziesz wart! — rzekła gospodyni z goryczą. — Co wart kramarz bez towarów i pieniędzy!
— Zostanie mu jeszcze dosyć, by sobie zafundował stryczek — rzekł bandyta, który idąc za wskazówkami Harveya wprędce znalazł garnek z angielskiemi gwinejami.
Przesypano złoto z garnka do woreczka, pomimo zaręczeń gospodyni, że nie ma zapłaconych zasług i że z prawa dziesięć gwinei jest jej własnością.