Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/160

Ta strona została przepisana.
154

Podczas tej rozmowy kapitan Lawton nie spuszczał oka z gospodyni, i w obawie, aby się ta zabawna scena nie skończyła, zapytał z udanetn zajęciem:
— Więc sądzisz pani, że starość i choroba spowodowały ostatecznie śmierć tego staruszka?
— I niespokojne czasy, proszę pana. Niepokój strasznie człowieka marnuje, ale tak myślę, że już czas jego przyszedł, a gdy to się zdarzy, to już tam żaden doktor nie pomoże.
— Pozwól pani, że sprostuję pojęcia twoje w tym względzie — przerwał chirurg. — Wszyscy musimy umierać, to prawda, ale dozwolono nam korzystać z dobrodziejstw wiedzy w przeciwdziałaniu niebezpieczeństwom dopóki...
— Nie pomrzemy secundum artem — wpadł mu w mowę kawalerzysta.
Doktor nie raczył odpowiedzieć na tę uwagę, ale uważając za konieczne dla swej zawodowej godności prowadzić rozmowę w dalszym ciągu, dodał:
— Może w danym wypadku umiejętne leczenie byłoby przedłużyło życie chorego. Kto się tem zajmował?
— Nikt dotąd — odpowiedziała gospodyni prędko. — Ale myślę, że musiał zrobić testament.
Panie uśmiechnęły się, ale chirurg i na to nie zważając, ciągnął dalej:
— Bardzo to jest roztropną rzeczą być przygotowanym na śmierć. Ale pod czyją opieką znajdował się zmarły podczas swojej choroby?
— Pod moją — odpowiedziała Katy nieco pompatycznie — ale na psa się zdały moje trudy, bo Harvey nie wynagrodzi mi ich teraz z pewnością, ani tak ani owak.
Wzajemne niezrozumienie swych myśli nie przeszkadzało w rozmowie tym obojgu; każde z nich bowiem brało wszystko za dobrą monetę, i doktor Sitgreaves ciągnął dalej:
— A jakże pani traktowałaś chorego?