Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/161

Ta strona została przepisana.
155

— Bardzo dobrze — możesz pan być pewien — odparła Kąty szorstko.
— Doktor mówi to w znaczeniu leczniczem — rzekł kapitan Lawton, z twarzą, która przyniosłaby zaszczyt przedsiębiorcy pogrzebowemu.
— Leczyłam go przeważnie ziołami — odpowiedziała gospodyni uśmiechając się, jak gdyby poznawszy omyłkę.
— Zioła — rzekł chirurg — bezpieczniejszą są bronią w rękach niepowołanych, niż inne silniej działające lekarstwa, ale czemu nie zawezwałaś pani kompetentnej pomocy?
— E, proszę pana! ci kompetentni dosyć już napytali biedy Harveyowi. Stracił wszystko; włóczył się po okolicy jak obieżyświat, a ja przeklinam dzień, w którym nogą za próg jego domu stąpiłam.
— Doktor Sitgreaves nie ma na myśli kompetentnego żołnierza, lecz kompetentnego lekarza — rzekł kawalerzysta.
— O! — zawołała dziewica miarkując się znowu — dla tej najlepszej przyczyny, że żadnego pod ręką nie było, więc ja go sama leczyłam. Gdyby się jaki doktor nadarzył, bylibyśmy go chętnie wzięli, bo ja tam jestem za doktorami, chociaż Harvey powiada, że zabijam się lekarstwami, ale teraz mało go to zapewne obchodzi, czy ja umrę, czy żyć będę.
— To pani mądrze powiedziałaś — rzekł chirurg, przystępując do gospodyni, która, siedząc przed kominkiem, nadstawiała dłonie i podeszwy dobroczynnemu ciepłu ognia. — Wyglądasz pani na rozsądną kobietę, i niejeden z tych, co zdawaćby się mogło więcej miał sposobności nabycia trafniejszych poglądów, mógłby pozazdrościć pani poszanowania dla wiedzy i nauki.
Gospodyni i tym razem niewiele zrozumiała z tych słów, prócz że zawierały jakiś komplement dla niej, więc uśmiechając się błogo, rzekła:
— O! już to zawsze o mnie mówili, że trzeba mi tylko sposobności, bym się wykierowała na lekarza