Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/219

Ta strona została przepisana.
213

trzem w razie czego. Ach! panowie, straszna to rzecz jeść takiego starego przyjaciela.
— Więc na to przyszło, tej krowinie — rzekł Lawton, wskazując nożem na opróżnione w połowie półmiski.
— Ano kapitanie — odrzekła Betty — sprzedałam dwie ćwierci twoim ludziom, ale pary z ust nie puściłam, jakiego starego przyjaciela kupili, bo się bałam, żeby im to nie popsuło apetytu.
— Do djabła — zawołał kawalerzysta z udanym gniewem — taki traktament na zdrowie im nie pójdzie; jeszcze mi się gotowi pochorować na polu bitwy.
— Nie — rzekł porucznik Mason, melancholijnie upuszczając nóż i widelec, — moje szczęki są wrażliwsze niż niektóre serca. Nie chcę w żaden sposób znęcać się nad szczątkami tak dawnej znajomej.
— Spróbujcieno, panowie, kropelkę tego — rzekła Betty na pociechę, nalewając potężną szklanicę wina i wychylając ją duszkiem niby dla pokosztowania. — Phy! nic osobliwszego, istna popłuczka po trunku jak się patrzy.
Lody jednak były przełamane. Podano kielich wina Dunwoodie’mu, który, skłoniwszy się kolegom, spełnił go wśród głębokiego milczenia.
Wzniesiono jeszcze kilka patrjotycznych toastów z należnem przejęciem, ale wino zrobiło swoje, i nim zluzowano warty u drzwi, niedobory obiadu poszły w zapomnienie i zapanowała ogólna wesołość. Doktor Sitgreaves spóźnił się we wzięciu udziału w pośmiertnej spuściźnie Jenny, ale przyszedł w sam czas, by rozkoszować się podarunkiem kapitana Whartona.
— A teraz niech nam kapitan Lawton zaśpiewa — zawołało kilku oficerów, zauważywszy, że kapitan niezupełnie dzieli ich ochotę — cisza, koledzy, kapitan Lawton będzie śpiewał.
— Panowie! — rzekł kapitan, z oczyma trochę rozmarzonemi ilością spełnionych kieliszków, lecz z głową mocną jak zawsze — nie jestem wcale słowi-