Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/224

Ta strona została przepisana.
218

— Prawdę mówisz — odparł Dunwoodie — i dlatego życie będzie ci przedłużone o kilka godzin. Ale ponieważ zbrodnia twa jest tą, którą żołnierz najbardziej pogardza, więc spotka cię zemsta żołnierza. Umrzesz jutro.
— Będzie, jak Bóg zechce.
— Schwytanie tego łotra dużo mnie trudu i czasu kosztowało — rzekł skinner, wysuwając się trochę z kąta — więc spodziewam się, że pan wyda mi świadectwo, upoważniające nas do odebrania nagrody; miała być wypłacona w złocie.
— Majorze Dunwoodie — rzekł wchodząc dyżurny oficer — patrole raportują, że spalono dom w pobliżu wczorajszego pola walki.
— To chata kramarza — mruknął herszt bandy — byłbym ją już dawno puścił z dymem, ale potrzebną mi była, by tego chytrego lisa w jego własnej jamie przycapić.
— Wielce gorliwy i pomysłowy patrjota z waćpana — rzekł Lawton, — Majorze Dunwoodie, popieram żądanie tego zacnego jegomości, i upraszam o pozwolenie wypłacenia nagrody jemu i jego towarzyszom.
— Dobrze. A ty, nędzniku, przygotuj się na los, który spotka cię niewątpliwie, nim zajdzie jutrzejsze słońce.
— Życie nie ma dla mnie żadnych ponęt — rzekł Harvey, zwolna podnosząc oczy i patrząc błędnie na otaczające go obce twarze.
— Pójdźcie, godne dzieci Ameryki — rzekł Lawton — pójdźcie i otrzymajcie zasłużoną nagrodę.
Zbóje nie dali sobie powtarzać dwa razy tego zaproszenia i wyszli śpiesznie za kapitanem. Dunwoodie pomilczał chwilę, jakby czując pewien wstręt do triumfowania nad pokonanym wrogiem, i ciągnął dalej:
— Byłeś już sądzonym, Harveyu Birch, i prawda wykazała, że jesteś zbyt niebezpiecznym wrogiem swobód Ameryki, by ci pozwolono żyć nadal.