Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/226

Ta strona została przepisana.
220

— Bierzcie zdrajcę — zawołał major — i wydrzyjcie mu z rąk tajemnicę.
Rozkaz spełniono niezwłocznie, lecz kramarz szybciej jeszcze połknął papier. Oficerowie zdumieli, a chirurg krzyknął:
— Trzymajcie go, dam mu emetyku.
— Zabraniam — rzekł Dunwoodie dając mu nakazujący znak ręką.
— Jeżeli zbrodnia jego jest wielka, ciężką też będzie i kara.
— Prowadźcie mnie — zawołał kramarz, zrzucając toboł z pleców i postępując ku drzwiom krokiem niepojętej godności.
— Gdzie? — zapytał Dunwoodie zdumiony.
— Na szubienicę.
— Nie — rzekł major, wzdrygnąwszy się mimowoli. — Obowiązek nakazuje mi skazać cię na śmierć, lecz nie tak nagle. Masz czas do dziewiątej jutro rano, by się przygotować na tę straszną chwilę.
Dunwoodie szepnął słów kilka jednemu z młodszych oficerów i dał znak kramarzowi do odejścia. Ale przerwana zabawa już się nie ponowiła, i oficerowie rozeszli się na nocny spoczynek. Niebawem zaległa cisza i słychać było tylko ciężkie stąpania szyldwacha, przechadzającego się po zmarzłej ziemi przed Hotelem Flanagan.