Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/257

Ta strona została przepisana.
249

— Dlaczegóż to major Dunwoodie nie zaszczycił w tych dniach obecnością swoją domu przyszłego teścia? Czyż zapomniał, że znajduje się tam jeden chory przyjaciel, a drugi w najokropniejszem położeniu? Czyż i to wyszło mu z pamięci, że w tym domu przebywa również jego narzeczona? A może lękał się spotkać z jedną jeszcze, mogącą rościć sobie prawo do tej nazwy? Och! Peytonie — Peytonie! jakże się na tobie zawiodłam! z jakiemż młodzieńczem zaślepieniem wierzyłam, że jesteś najszlachetniejszym i najuczciwszym człowiekiem na ziemi!
— Fanny, rozumiem teraz, co cię w błąd wprowadziło — zawołał Dunwoodie, a twarz jego spłonęła szkarłatem. — Ale krzywdzisz mnie! Przysięgam na wszystko, co mi jest najdroższe na świecie, że mnie krzywdzisz.
— Nie przysięgaj, majorze Dunwoodie — rzekła Fanny z blaskiem kobiecej dumy w pięknych oczach. — Minął czas, kiedy wierzyłam przysięgom.
— Panno Wharton, maszże mnie za fanfarona? Chcesz, abym sam sobą pogardził, straciwszy nadzieję, że potrafię odzyskać twoje dobre o mnie mniemanie?
— Nie pochlebiaj pan sobie, żeby to było łatwą rzeczą — rzekła Fanny, zaczynając iść w stronę domu. — Rozmawiamy ze sobą sam na sam po raz ostatni, ale — zapewne — ojciec mój chętnie powita krewnego mojej matki.
— Nie, panno Wharton, nie mogę przestąpić teraz progu tego domu, ubliżyłbym tem samemu sobie. Odtrącasz mnie od siebie, Fanny, zrozpaczonego. Wzywa mnie powinność tam, skąd mogę nie wrócić. Gdyby los okazał się srogim, oddaj przynajmniej sprawiedliwość moim uczuciom; pamiętaj, że ostatnie westchnienie mej duszy będzie o twoje szczęście.
Z temi słowy kładł już nogę w strzemię, lecz Fanny spojrzała na niego takim wzrokiem, że zatrzymał się.
— Peytonie, majorze Dunwoodie — rzekła — możesz li zapomnieć, jak świętej służysz sprawie? Obo-