Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/263

Ta strona została przepisana.
255

— A gdzież ten trup? — zapytał Lawton.
— Ano, kramarz — odrzekł doktor, spoglądając na słup. — Zapowiedziałem Hollisterowi, by zrobił rusztowanie z umysłu tak wysoko, by się kark przy spadaniu nie uszkodził. Spreparuję z niego śliczny szkielet. Uważałem, że łotr był dobrze zbudowany. Zrobię z niego arcydzieło. Dawno pragnąłem czegoś podobnego, by posłać w prezencie starej mej ciotce w Wirginji. Poczciwa starowinka, opiekowała się mną, gdy byłem malcem.
— Bój się Boga, człowieku! — zawołał Lawton. — Chcesz posyłać starej kobiecie ludzkie kości?
— A czemuby nie? — odpowiedział chirurg. — Jakiż przedmiot może być szlachetniejszy nad ludzką postać, a szkielet jest jej elementarną częścią. Ale co się stało z ciałem?
— Niema.
— Niema! któż się ośmielił wtrącać w moje atrybucje i przeszkadzać moim studjom?
— Djabeł — zawołała Betty. — Porwie on i pana, tylko patrzeć, i o pozwolenie pytać nie będzie.
— Cicho, jędzo — rzekł Lawton, z trudem powstrzymując się od śmiechu. — Jak się ośmielasz przemawiać w ten sposób do oficera?
— A to czemu mnie nazwał brudasem? — zawołała Betty. — Ale ja mam miękkie serce i pamiętam przyjaciela przez rok, a nieprzyjaciela przez miesiąc.
Ale chirurg, nie troszcząc się zgoła o przyjaźń lub nieprzyjaźń pani Flanagan, myślał tylko o swojej stracie, i Lawton musiał mu opowiedzieć, jak się to stało.
— Szczęście to dla pana, panie doktorze — zawołała Betty, gdy kapitan skończył. — Sierżant Hollister, który go widział zbliska, powiada, że to nie żaden kramarz, ale sam Belzebub. Ładnieby pan wyglądał, gdyby pan tak pokrajał Belzebuba, jeżeliby go major powiesił. Nie byłoby mu tam wesoło pod pańskim nożem, ale i panu także.