Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/264

Ta strona została przepisana.
256

Tak podwójnie zawiedziony Sitgreaves oświadczył nagle chęć pojechania do Akacji dla dowiedzenia się, jak się miewa kapitan Singleton. Lawton postanowił towarzyszyć mu, i obaj, dosiadłszy koni, znaleźli się wkrótce na drodze, przeprowadzeni drwinami Betty z osowiałej miny doktora. Czas jakiś jechali w milczeniu, wreszcie Lawton, chcąc jakoś pocieszyć towarzysza, rzekł:
— Śliczna to była piosenka, którą zacząłeś wczoraj wieczorem, Archibaldzie, gdy nam ta banda, co przyprowadziła kramarza, przerwała. Zwłaszcza ta aluzja do Galenusa była bardzo zręczna.
— Wiedziałem, że ci się będzie podobała, Jacku, gdy wino wyszumi ci z głowy. Poezja jest bardzo szacowną sztuką, aczkolwiek brak jej dokładności nauk ścisłych i praktycznego zastosowania fizycznych. Z punktu widzenia potrzeb życiowych uważałbym poezję za środek raczej uśmierzający niż odżywczy.
— A jednak oda twoja miała mięsistość dowcipu.
— Oda nie jest właściwą nazwą dla tego utworu, ja zaś określiłbym go jako klasyczną balladę.
— Być może — odrzekł kawalerzysta — z jednej strofki trudno osądzić rodzaj, do jakiego należy całość.
Chirurg mimowoli odchrząknął, co zauważywszy kapitan rzekł:
— Powietrze ciche, droga pusta, mógłbyś ją teraz dokończyć! Nigdy za późno na wynagrodzenie straty.
— Mój drogi Jacku, gdybym wiedział, że to poprawi cię ze złych nawyknień, w jakie popadłeś, nic nie sprawiłoby mi większej przyjemności.
— Zbliżamy się do skał; echo podwoi moją satysfakcję.
W ten sposób zachęcony chirurg, który miał wysokie wyobrażenie o swoim śpiewie i poetyckim darze, odchrząknął znowu, spróbował parokrotnie głosu i zaczął:

Czyś kiedykolwiek...“