— Johnie — rzekł chirurg — przecież ja żołnierzem nie jestem.
— Gdzie uciekł ten infamis? — powtórzył niecierpliwie Lawton.
— Tam, gdzie go dogonić nie możesz — do lasu. Ale, powtarzam, Johnie, ja nie jestem żołnierzem.
Zawiedziony kawalerzysta, przekonawszy się, że wróg umknął mu nieodwołalnie, zwrócił zaiskrzone gniewem oczy na kolegę, lecz stopniowo srogi wyraz jego rysów miękł, a na ustach pojawił się ten figlarny uśmiech, który tam tak często gościł. Chirurg siedział uroczyście na koniu, wyprostowany, z podniesioną sztywnie głową, jak ktoś, komu stała się krzywda niesłusznego zarzutu.
— Czemu pozwoliłeś mu uciec? — zapytał kapitan. — Gdybym go tylko mógł sięgnąć szablą, miałbyś, czego sobie życzyłeś przed chwilą.
— Nie mogłem temu zapobiec — odrzekł chirurg, pokazując płot, przed którym zatrzymał konia. — Łotr przeskoczył na drugą stronę i ani chciał słuchać, kiedym wołał na niego, żeby zaczekał, bo ty pragniesz się z nim rozmówić.
— Istotnie bardzo niegrzeczny jegomość. Ale czemu nie przeskoczyłeś płotu i nie zmusiłeś go, by przystanął mimo chęci. Przecież to nawpół rozwalona płocina, Betty Flanagan przesadziłaby go na swojej krowie.
Chirurg po raz pierwszy odwrócił oczy, utkwione w miejscu, gdzie znikł zbieg, i przeniósł je na towarzysza, a prostując się jeszcze sztywniej, odpowiedział:
— Śmiem sądzić, kapitanie Lawtonie, że ani pani Elżbieta Flanagan, ani jej krowa nie są przykładami do naśladowania dla doktora Archibalda Sitgreaves’a; i byłby to bardzo wątpliwy komplement dla nauki, gdyby powiedziano, że doktor medycyny połamał obie nogi, skacząc przez płot.
Mówiąc to, chirurg podniósł wzmiankowane kończyny do horyzontalnej niemal postawy, co oczywiście
Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/267
Ta strona została przepisana.
259