Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/267

Ta strona została przepisana.
259

— Johnie — rzekł chirurg — przecież ja żołnierzem nie jestem.
— Gdzie uciekł ten infamis? — powtórzył niecierpliwie Lawton.
— Tam, gdzie go dogonić nie możesz — do lasu. Ale, powtarzam, Johnie, ja nie jestem żołnierzem.
Zawiedziony kawalerzysta, przekonawszy się, że wróg umknął mu nieodwołalnie, zwrócił zaiskrzone gniewem oczy na kolegę, lecz stopniowo srogi wyraz jego rysów miękł, a na ustach pojawił się ten figlarny uśmiech, który tam tak często gościł. Chirurg siedział uroczyście na koniu, wyprostowany, z podniesioną sztywnie głową, jak ktoś, komu stała się krzywda niesłusznego zarzutu.
— Czemu pozwoliłeś mu uciec? — zapytał kapitan. — Gdybym go tylko mógł sięgnąć szablą, miałbyś, czego sobie życzyłeś przed chwilą.
— Nie mogłem temu zapobiec — odrzekł chirurg, pokazując płot, przed którym zatrzymał konia. — Łotr przeskoczył na drugą stronę i ani chciał słuchać, kiedym wołał na niego, żeby zaczekał, bo ty pragniesz się z nim rozmówić.
— Istotnie bardzo niegrzeczny jegomość. Ale czemu nie przeskoczyłeś płotu i nie zmusiłeś go, by przystanął mimo chęci. Przecież to nawpół rozwalona płocina, Betty Flanagan przesadziłaby go na swojej krowie.
Chirurg po raz pierwszy odwrócił oczy, utkwione w miejscu, gdzie znikł zbieg, i przeniósł je na towarzysza, a prostując się jeszcze sztywniej, odpowiedział:
— Śmiem sądzić, kapitanie Lawtonie, że ani pani Elżbieta Flanagan, ani jej krowa nie są przykładami do naśladowania dla doktora Archibalda Sitgreaves’a; i byłby to bardzo wątpliwy komplement dla nauki, gdyby powiedziano, że doktor medycyny połamał obie nogi, skacząc przez płot.
Mówiąc to, chirurg podniósł wzmiankowane kończyny do horyzontalnej niemal postawy, co oczywiście