Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/287

Ta strona została przepisana.
279

— Nie, nie — rzekł murzyn — ja widzieć Johnny Birch jak wychodzić z grobu, Johnny chodzić po śmierci.
— No, to musiał źle życie pędzić — rzekł Hollister — błogosławieni w duchu leżą spokojnie, czekając na ostatni apel, ale grzeszna dusza przeszkadza sobie i drugim zarówno w tem życiu jak w przyszłem.
— A co się stanie z kapitanem Jackiem? — zawołała Betty gniewnie. — Czy tak słuchasz przestrogi, którą ci dano? Skoro tak, to ja zaprzęgam do wózka i jadę tam i powiem mu, że sierżant Hollister boi się umarłego i Belzebuba, i że żadnej pomocy od niego spodziewać się nie można, a wtedy zobaczymy, co na to rzeknie kapitan.
— Nie, Betty, nie — rzekł sierżant, poufale kładąc jej dłoń na ramieniu — jeśli się ma jechać dzisiejszej nocy, to niech jedzie ten, czyim obowiązkiem jest zwołać ludzi i dać im przykład. Ale zmiłuj się, Panie Boże, i ześlij nam wrogów z ciała i krwi.
Jeszcze jedna szklanica umocniła sierżanta w powziętem postanowieniu i wyszedł zwołać dwunastu żołnierzy, zostających pod jego rozkazami. Tymczasem nadbiegł chłopak z obrączką. Cezar schował ją starannie do kieszonki od kamizelki tuż przy sercu, i dosiadłszy konia, zamknął oczy, chwycił rumaka za grzywę i jechał tak w stanie względnego odrętwienia, dopóki wierzchowiec nie stanął przed drzwiami ciepłej stajni, z której wyruszył.
Dragoni podążali znacznie wolniej, Hollister bowiem zalecił im jechać stępa i dawać pilne baczenie, by zły duch we własnej osobie nie zastąpił im drogi.