Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/299

Ta strona została przepisana.
291

głos, sierżant Hollister wyjechał na czoło oddziału z wojskową dumą, której Betty naskutek ciemności dostrzec nie mogła. Strzały muszkietów rozdarły powietrze, a weteran zawołał:
— Naprzód! Marsz!
W chwilę potem zatętniało gwałtownie na gościńcu. Hollister znów wstrzymał oddział a sam wysunął się przed front na spotkanie jeźdźca.
— Stój! Kto idzie? — krzyknął.
— Ha! Hollister, to ty! — zawołał Lawton. — Zawsze w pogotowiu i na stanowisku, ale gdzie straże?
— Tu za mną, panie kapitanie, gotowe skoczyć za panem kapitanem, bodaj w ogień — odrzekł weteran, rad że został jednocześnie zwolniony z odpowiedzialności i że się zanosi na starcie z nieprzyjacielem.
— To dobrze — rzekł kawalerzysta, poczem, zbliżywszy się do żołnierzy, przemówił do nich kilku słowami zachęty i pędem powiódł ich za sobą doliną. Licha szkapina markietanki wkrótce została wtyle, a Betty, zjechawszy z gościńca, zauważyła:
— Otóż to; zaraz można poznać, że kapitan Jack jest z nimi; lecą jak ten wiatr co świszczę; ano uwiążę ja kobyłkę u tego płotka, a sama pójdę piechotą i popatrzę, co się święci. Poco mam wystawiać bydlątko na szwank?
A tymczasem ludzie Lawtona pędzili za nim bez bojaźni i bez zastanowienia. Czy mieli się spotkać z partją zbiegów, czy z oddziałem królewskiej armji, to im było obojętne, wiedzieli tylko, że prowadzący ich oficer słynie z męstwa i osobistej dzielności, a cnoty te mają zawsze nieprzeparty urok dla żołnierstwa.
Podjechawszy niedaleko furtki Akacji, Lawton zatrzymał oddział i poczynił przygotowania do ataku. Zsiadł z konia, rozkazał ośmiu ludziom, by poszli za jego przykładem, i zwracając się do Hollistera, rzekł:
— Ty zostań tu i pilnuj koni. Gdyby ktokolwiek chciał przejść tędy, zatrzymaj lub odetnij drogę i...