Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/313

Ta strona została przepisana.
305

— Eeee! — rzekła Betty, z właściwą jej filozofją — zapominasz, moja pani, że pan Hollister jest oficerem i w wojsku idzie tuż za kornetem, Ale co prawda, to prawda, i gdyby ten kramarz nie był nas ostrzegł w porę, to kapitan Jack nie byłby sobie może poradził bez posiłków.
— Co mówisz, Betty? — zawołał kawalerzysta, pochylając się na siodle — to Birch dał znać o grożącem niebezpieczeństwie?
— Jakbyś słyszał, kochasiu; a ja jeszcze piliłam chłopców, żeby nie marudzili, chociaż wiedziałam, że kapitan Jack sam sobie da radę z cow-boyami. Tem bardziej skoro djabeł był po waszej stronie, Tylko myślę, że jak na sprawę z pomocą Belzebuba, to żadnego łupu nie było.
— Wdzięczny ci jestem za pomoc, chociaż teraz wiem, co cię do tego skłoniło.
— Niby łup? Ej! nie. Wcale o tem nie myślałam. Dopiero jak zobaczyłam to wszystko leżące na ziemi, połamane, popalone, a pomiędzy tem niektóre rzeczy jak nowe, coby się akurat przydały, nie przymierzając piernaty puchowe!
— Na Boga! w porę nadeszła ta pomoc. Gdyby Roanoke nie był szybszy niż ich kule, byłbym padł. Koń wart tyle złota co zaważy.
— Ano, lądowa szkapa, kochasiu, Ale co się tyczy złota, to go tam wiele w Stanach nie uświadczy. Gdyby murzyn nie był nastraszył sierżanta swoją gadaniną o duchach, to bylibyśmy zdążyli na czas, żeby wszystkich pozabijać, a resztę wziąć do niewoli.
— I tak jest dobrze, jak jest, Betty — rzekł Lawton — przyjdzie dzień, kiedy tym łotrom dostanie się zasłużona nagroda, jeżeli nie w karze doraźnej, to w opinji rodaków. Musi nadejść czas, kiedy Ameryka nauczy się rozróżniać rabusia od patrjoty.
— Mów pan ciszej — rzekła Katy. — Są tacy, co dużo o sobie trzymają, a zaś ze skinnerami wchodzą w konszachty.