Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/320

Ta strona została przepisana.
312

— Któżby mógł pozostać odszczcpieńcem wobec takiego jak twój umysłu? Widziałem setki wojowników broczących we krwi, ale mężniejszej duszy wśród nich nie widziałem.
— Niestety, tylko duszy — odparła Izabela, — Płeć moja i brak fizycznych sił odmówiły mi najdroższego przywileju walczenia za mój kraj. Ale dla ciebie, kapitanie Lawtonie, losy były łaskawsze, ty masz ramię i serce, które możesz poświęcić dla świętej sprawy, i wiem, że ramię to i serce pozostaną jej wierne do ostatka, I Jerzy także, i...
Umilkła, usta jej zadrżały, i spuściła oczy.
— I Dunwoodie — dokończył kawalerzysta. — Czy miałaś na myśli Dunwoodie’go?
— Nie wspominaj o nim — rzekła Izabela, osuwając się na poduszki i kryjąc twarz w fałdach swych szat. — Zostaw mnie, Lawtonie; przygotuj biednego Jerzego na ten cios niespodziany.
Kawalerzysta stał jeszcze chwilę, spoglądając melancholijnie na konwulsyjne drgania tej wątłej postaci, widoczne z pod lekkiej odzieży, poczem wyszedł na spotkanie kolegi. Izabela wybuchnęła płaczem, ujrzawszy brata, który zmiażdżony tą nową klęską, ledwo mógł utrzymać się na nogach; ale jakby czując, że chwile jej były policzone, pierwsza opanowała wzruszenie. Na jej wyraźne żądanie pozostawiono ją samą z kapitanem i Fanny. Napróżno chirurg ofiarowywał jej się z pomocą lekarską; odrzuciła ją stanowczo, i acz niechętnie, musiał opuścić pokój.
— Podnieś mnie, droga — rzekła umierająca — niech popatrzę jeszcze na umiłowane oblicze.
Fanny w milczeniu spełniła to życzenie, i oczy Izabeli z siestrzanem przywiązaniem spoczęły na twarzy Jerzego.
— Nie martw się, mój bracie — rzekła tkliwie — za parę godzin wszystko się skończy... Widocznie tak być musiało.