Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/326

Ta strona została przepisana.
316

Fanny Wharton była głęboko przekonaną do tej chwili, że największą jej zgryzotą było niebezpieczeństwo, grożące bratu, i obłęd siostry, ale ulga jakiej doznała, usłyszawszy wyznanie konającej Izabeli, dowiodła jej, że inna jeszcze troska kamieniem leżała jej na sercu. W mgnieniu oka ogarnęła całą prawdę, zrozumiała męską delikatność postępowania Dunwoodie’go; wszystko składało się nato, by go wywyższyć w jej oczach i zwiększyć żal, że powodowana poczuciem obowiązku i dumą, sama odtrąciła go od siebie zbolałego, jeżeli nie zrozpaczonego. Ale rozpacz nie leży w naturze młodości, i pomimo całego zgnębienia Fanny odczuła skrytą radość, która nowego uroku dodała jej życiu.
Nazajutrz po tej nocy niedoli słońce zajaśniało nieskażonym blaskiem, zdającym się drwić z marnych udręczeń tych, na których spływały jego promienie. Lawton rozkazał, aby mu osiodłano konia równo z świtem, i wydawszy niektóre rozporządzenia, w milczeniu dosiadł ulubionego wierzchowca i zwolna skierował się w stronę doliny, rzuciwszy rozżalone spojrzenie na owe skały, które ułatwiły ucieczkę skinnerowi.
Milczenie śmierci panowało na gościńcu; najlżejszy ślad wczorajszych krwawych wydarzeń nie kaził promiennej pogody uroczego poranku. Uderzony przeciwieństwem pomiędzy człowiekiem a naturą, nieustraszony kawalerzysta mijał najniebezpieczniejsze miejsca, nie dbając o to, co się może przytrafić, i zbudził się ze smutnej zadumy wtedy dopiero, gdy szlachetny rumak, węsząc ranne powietrze, powitał rżeniem konie straży, pozostawionej pod dowództwem sierżanta Hollistera.
Tu smutne ślady nocnej walki spotkać się dawały na każdym kroku, ale kawalerzysta popatrzył na nie z obojętnością człowieka oswojonego z podobnemi widokami. Nie tracąc czasu na próżne żale, przystąpił odrazu do rzeczy.
— Widzieliście co? — zapytał Hollistera.