Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/361

Ta strona została przepisana.
349

nym i posłusznym żołnierzem. Nie zważaj na moje zdenerwowanie. Ale ta sprawa... Miałeś kiedy przyjaciela?
— Nie! nie! — przerwał porucznik — to pan przebacz mi moją gorliwość. Wiedziałem o rozkazach i lękałem się, by mój zwierzchnik nie spotkał się z przyganą. Ale zostań pan, i niech kto piśnie jedno słowo przeciwko tobie, a wszystkie szable same wyskoczą z pochew. Zresztą oni tam jeszcze tkwią, a z Croton do Kingsbridge droga długa. Cokolwiek bądź się stanie, nie wątpię, że im jeszcze nastąpimy na pięty, zanim zemkną do nory.
— Och! gdyby ten kur jer z głównej kwatery powrócił! — wykrzyknął Dunwoodie. — Ten stan niepewności jest nie do zniesienia.
— Spełniło się pańskie życzenie — zawołał Mason — bo otóż i on; jedzie, jak gdyby z dobrą nowiną. Daj Boże, aby tak było, bo i ja nie chciałbym patrzeć na takiego dzielnego młodzieńca, tańczącego w powietrzu.
Dunwoodie nie słyszał już tych słów, bo przeskoczył parkan i stanął przed posłańcem.
— Jakie nowiny? — zawołał, skoro tylko żołnierz osadził konia.
— Dobre! — odpowiedział tamten, i bez wahania wręczył papier Dunwoodie’mu, dodając: — Pan major wreszcie sam się o tem może przekonać!
Dunwoodie nie czytał, ale z szybkością strzały popędził do izby więźnia. Straże znały go i przepuściły bez pytania.
— Och! Peytonie! — zawołała Fanny, ujrzawszy go wchodzącego — wyglądasz jak poseł z nieba! Czy przynosisz ułaskawienie?
— Patrz, Fanny! patrz, Henryku! patrz, droga kuzynko Joasiu! — zawołał młodzieniec, drżącemi rękoma łamiąc pieczęć! — Tu jest list, zaadresowany do dyżurnego kapitana. Ale posłuchajcie...