Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/364

Ta strona została przepisana.
352

Henryk spoglądał na nią tkliwie chwil kilka, poczem ponowił:
— Omyliłem się tedy. Sądziłem Peytonie, że twoja wartość, twoje szlachetne oddanie się sprawie, którą cię czcić nauczono, że dobroć, jaką okazywałeś naszemu ojcu, gdy był więziony, twoja przyjaźń dla mnie, twój charakter, że to wszystko znajdzie uznanie w oczach mojej siostry.
— I znalazło — szepnęła Fanny, głębiej jeszcze kryjąc twarz na piersiach ciotki.
— Drogi Henryku — rzekł Dunwoodie — jest to sprawa, której lepiej nie poruszać teraz.
— Zapominasz — rzekł więzień z bladym uśmiechem — jak dużo mam do zrobienia i jak mało czasu mi zostaje.
— Obawiam się — rzekł major z twarzą w ogniu — iż panna Wharton powzięła o mnie pewne przekonanie, które spełnienie twego życzenia uczyniłoby jej zbyt trudnem — przekonanie, które zmienić jest już teraz za późno.
— Nie, nie, nie — zawołała Fanny z żywością — mylisz się, Peytonie, umierając rozwiała moje wątpliwości.
— Szlachetna Izabela — szepnął Dunwoodie. — Jednakże, Henryku, nie nalegaj teraz na siostrę; powiem więcej, nie nalegaj nawet na mnie.
— Mówię przez wzgląd na samego siebie — rzekł Henryk, łagodnie odciągając Fanny z objęć ciotki. — Czyż mogę zostawić w dzisiejszych czasach takie dwie urocze istoty bez męskiej opieki? Dom ich spalony, a nieszczęście wkrótce pozbawi ich jedynego przyjaciela; — tu spojrzał na ojca — mogęż umrzeć spokojnie z myślą o niebezpieczeństwach, na jakie mogą być narażone?
— Zapominasz o mnie — rzekła panna Peyton, wzdrygając się w duszy na myśl o zaślubinach w takiej chwili.