Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/396

Ta strona została przepisana.
384

kapitanie Whartonie, pędź co koń wyskoczy i trzymaj się mnie. Gdybyś mnie stracił z oczu, zginąłeś.
Henrykowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać! Skoro tylko Harvey wypuścił konia, kapitan dopędził go, nagląc lichego podjezdka do pośpiechu. Birch sam sobie wybierał wierzchowca, i ten, choć nie dorównywający rasowym i doskonale żywionym rumakom dragonów, przecież przewyższał znakomicie szkapinę, którą uznano za aż nadto dobrą dla Cezara Thompsona. Zaledwie ujechali kawałek drogi, gdy kapitan ujrzał, że towarzysz wyprzedza go znacznie, a obejrzawszy się trwożnie poza siebie, dostrzegł, że ścigający zbliżają się szybko. Z tym instynktownym lękiem osamotnienia, podwajającym każde nieszczęście, Henryk zaczął głośno wołać na kramarza, aby go nie opuszczał. Harvey natychmiast wstrzymał konia i czekał, aż go Henryk dopędzi. Trójgraniasty kapelusz i peruka spadły mu z głowy od szybkiego pędu. Dostrzegli to dragoni i głośnym okrzykiem powitali to spostrzeżenie; a uciekającym wydało się, że krzyknęli im w same uszy, tak krótką była odległość pomiędzy nimi, a okrzyk tak donośny.
— Czy nie byłoby lepiej zsiąść z koni — rzekł Henryk — i polami biec do skał; płot zatrzyma pościg.
— To byłaby droga na szubienicę — odpowiedział kramarz — a dragoni tyle sobie robią z płotów, co my z tych korzonków. Ale już niedaleko do zakrętu, a zaraz za laskiem są dwie drogi. Mogą się zatrzymać trochę, nie wiedząc, którą wybrać, a to nam pozwoli zyskać nieco na czasie.
— Ależ ta marna szkapa już pada — zawołał Henryk, bijąc cuglami konia, podczas gdy Harvey ściągnął go swoją ciężką szpicrutą — i kwadransa dłużej nie pójdzie.
— Kwadrans wystarczy, kwadrans wystarczy — rzekł kramarz — jeden kwadrans ocali nas, jeżeli pan będzie mnie słuchał.