Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/406

Ta strona została przepisana.
394

i krzaki poczynały kiełkować na nowo, jak gdyby pług nie przeorał nigdy ziemi, która je żywiła.
Te ślady pracy ludzkiej w tem pustkowiu pokrzepiły Fanny, szła dalej z rozbudzoną na nowo nadzieją powodzenia. Ścieżka wiła się teraz w tak różnych kierunkach, że porzuciwszy ją na pierwszym zakręcie, Fanny zaczęła piąć się wprost przed siebie najkrótszą, jak sądziła, drogą do wierzchołka. Wprędce minęła wytrzebioną przestrzeń, a zarośla i obrywy skalne, czepiające się przepastnych zboczy, tamowały jej znów przejście. Raz po raz trafiała na ścieżkę, przebiegającą wpoprzek bardziej otwarte miejsca i ginącą znów wśród traw i chwastów, ale nigdzie nie dostrzegła, aby prowadziła wyżej. Strzępy wełny, zwieszające się z kolczastych krzaków, objaśniały dostatecznie pochodzenie tych dróżek i Fanny słusznie wywnioskowała, że przy schodzeniu z góry mogą jej znacznie ułatwić to zadanie. Usiadłszy na kamieniu, zmęczona dziewczyna zaczęła znowu zastanawiać się nad swojem położeniem. Księżyc rozpędził chmury, i cały krajobraz leżał u jej stóp, skąpany w jego czarodziejskiem świetle.
Tuż pod nią w regularnych szeregach ciągnęły się białe namioty milicji. W oknie pokoju panny Peyton świeciło się, i Fanny odgadywała z łatwością, że ciotka spogląda tam w stronę góry, nurtowana niepokojem o nią. Koło stajen migały latarnie; zapewne czyniono przygotowania do nocnego wymarszu, i Fanny, tknięta tą myślą, zerwała się na równe nogi.
Miała już za sobą dwie trzecie wysokości góry, ale jeszcze pozostawało jej przeszło ćwierć mili do wierzchołka. Szczęściem miał on kształt ostrokręgu jak większość gór w tem paśmie; Fanny wiedziała przeto, że idąc wciąż pod górę, musi nareszcie dojść do owego szałasu, który jak zapamiętała, leżał na samym szczycie. Blisko godzinę walczyła z licznemi trudnościami, kilkakrotnie omal nie spadła w przepaść,