Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/417

Ta strona została przepisana.
403

— Nie znałem cię dotąd, najmilsza, to prawda; ale teraz, gdy oceniłem wartość twoją, czyż mogę cię opuścić? Nigdy! Nigdy!
— Kapitanie Whartonie — rzekł Birch, otwierając drzwi — może pan masz jakie zbędne życie w zapasie i możesz niem igrać; ale ja mam tylko jedno i strzec go muszę. Czy mam sam odejść?
— Idź, idź! drogi Henryku — rzekła Fanny, całując go — idź i pamiętaj o ojcu, pamiętaj o Sarze.
Nie czekając odpowiedzi, popchnęła go lekko ku drzwiom, i zamknęła je za nim własnoręcznie.
Chwilę jeszcze słychać było żwawą utarczkę słów pomiędzy Henrykiem a kramarzem, ale ten ostatni zwyciężył, i Fanny, wyczekująca z zapartym oddechem pode drzwiami, usłyszała jak schodzili szybko zboczem góry.
Zaledwie ucichły ich kroki, wszedł Harper. W milczeniu ujął rękę Fanny i wyprowadził ją z szałasu. Widocznie znał dobrze tę drogę, bo wydostawszy się na sam szczyt, powiódł swą tworzyszkę dalej troskliwie, ostrzegając ją o trudniejszych przejściach i chroniąc od uszkodzeń. Fanny, idąc obok tego nadzwyczajnego człowieka, czuła, że czuwa nad nią moc nieprzeciętna. Jego pewny i spokojny krok świadczył o stanowczości i rozwadze umysłu. Okrążywszy wzgórze od tyłu, schodzili szybko i z niewielkiem niebezpieczeństwem. To co kosztowało Fanny godzinę mozolnej drogi, nie zajęło im teraz więcej nad dziesięć minut, po których upływie znaleźli się na wspomnianej już, wytrzebionej przestrzeni. Harper skręcił w jedną z pastuszych ścieżyn; przebywszy ją szybko, ujrzeli nagle wierzchowca, przybranego w bogaty czaprak jak dla jeźdźca niepośledniego znaczenia. Szlachetny rumak, ujrzawszy pana, zaczął parskać i grzebać kopytem ziemię, podczas gdy ten wkładał pistolety w olstrza. Następnie Harper zwrócił się do Fanny, ujął jej rękę i rzekł: