Strona:Szpieg powieść historyczna na tle walk o niepodległość.pdf/422

Ta strona została przepisana.
408

— Fanny! — wykrzyknął młodzieniec, zrywając się z miejsca z ogniem na smagłem obliczu i oczami zaiskrzonemi poczuciem dotkniętej prawości. — Nie moja ojczyzna, lecz mój honor domaga się tego poświęcenia. Alboż nie uciekł z pod straży moich własnych ludzi? Gdyby nie to, byłbym mógł oszczędzić sobie tego ciosu. Ale jeżeli oczy Wirgińczyków ślepe są na oszukaństwo, konie ich są szybkie, a szable ostre. Zobaczymy, nim słońce wzejdzie jutro, kto ośmieli się powiedzieć, że piękność siostry stała się parawanem dla brata. Tak, tak — dodał, śmiejąc się gorzko — chciałbym nawet w tej chwili usłyszeć niegodziwca, który poważyłby się zarzucić mi podobne przeniewierstwo.
— Peytonie! drogi Peytonie — rzekła Fanny, cofając się przed jego zaiskrzonym gniewnie wzrokiem. — Krew mi ścinasz w żyłach! czyżbyś chciał zabić mego brata?
— Życie dałbym za niego! — wykrzyknął Dunwoodie, zwracając się do niej łagodniej. — Wiesz o tem dobrze, ale jestem zrozpaczony okrutnem położeniem, w jakiem mnie postawił krok Henryka. Co pomyśli o mnie Washington, gdy się dowie kiedyś, że zostałem, twoim mężem?
— Jeżeli ten wzgląd tylko nakazuje ci taką srogość względem mego brata — rzekła Fanny z lekkiem drżeniem w głosie — to niech się to nigdy nie stanie.
— I to ma mi być pociechą, Fanny?
— Nie, drogi Peytonie, nie chciałam cię dotknąć, ani sprawić ci przykrości. Ale czy nie przeceniasz trochę znaczenia nas obojga w oczach Washingtona?
— Tuszę sobie, że nazwisko moje nie jest zupełnie obce Naczelnemu Wodzowi — odrzekł major z pewną dumą — ani ty nie jesteś tak nic nieznacząca, jak to w swojej skromności mniemasz. Wierzę ci, Fanny, gdy mówisz, że się nade mną litujesz, i muszę w dalszym ciągu być godnym tego uczucia. Ale tracę tu drogocenne chwile. Musimy zaraz wyruszyć w góry,